Plenery

"Moment podstawowej kreacji jest strasznie trudny, a potem dzieją się już tylko dziesiątki rzeczy technicznych."

F.Starowieyski

Lata temu, w lutym 2014 zdecydowałam, że jeśli będę malować, to tylko w plenerze. I że zimą właśnie. Od tego czasu podążam za tym postanowieniem, mimo zmarzniętych dłoni i chęci pozostania w ciepłej pościeli o wschodzie słońca.

Chcę poddać się wszystkimi zmysłami krajobrazowi który przedstawiam, i aurze która mnie szczerze inspiruje. Mam potrzebę dotykania natury, odczuwania na własnej skórze temperatury, nastroju, skali. Więc wtapiam się w pejzaż, szukam fragmentu który mnie przyciągnie, nastrajam się na niego i filtruje. Szukam sytuacji stworzonych przez aurę natury, miejsca i kultury. Staram się o inspiracje i o nią zabiegam. Wiem jak krucha jest, i że trzeba się nad nią pochylić. Dlatego potrzebuje niezakłóconego kontaktu sam na sam. W ciszy rodzi się wrażliwość. Samotność odnajduje szarą godziną, wychodzę w plener porankami i o zmroku. Przełomowe pory dnia są płynnymi i niepowtarzalnymi widowiskami, które nastrajają mnie do pracy impresyjnej, szkicowej. Poranki nadchodzą oczekiwane, otwierają, przechodzą w pośpiech przedpołudnia. Im wcześniej uchwycone, tym bardziej poza czasem. Zmrok. Zawsze zbyt krótki, złowieszczo zwiastujący koniec pracy.

Światło lubię rozproszone, nieostre. Zmiękczone przez mgły, zasnute chmurami. W niektórych przypadkach światła może w ogólne nie być, gdy zmrok nadejdzie zbyt szybko. W obrazach nie gram światłocieniem, interesuje mnie ponadczasowy spokój. Perspektywy szukam w powietrzu które dzieli mnie od kolejnych planów na horyzoncie. Im więcej go dookoła, tym głębiej mogę odetchnąć.

Nie uważam, że ograniczam gamę kolorystyczną. Moje kompozycje rozpływają się w monochromatycznych zestawieniach. Biele i szarości na płótnach to efekt połączenia wielu kolorów, współistniejące razem przestają krzyczeć barwami ani zachwycać migotliwością. Przestają być dosłowne. A przecież malarstwo to kraina mojej wyobraźni. Szukam niuansów, subtelnych znaczeń, cichych głosów. Tę kolorystykę odnajduję zimą, wczesną wiosną i wraz z ustąpieniem złotej jesieni na rzecz szaro-polskiej.

Mam głębokie poczucie, że jako malarka powinnam omijać to, co jest zjawiskowo piękne, banalne wizualnie, to co jest "picturesque". Pory roku które zachwycają samoistnie. Krajobrazy, do których nie można nic dodać - więc nie maczam w nich pędzla.

Przywiązuję dużą wagę do tego aby plenery odnaleźć, przeanalizować i czerpać z nich bezpośrednio natchnienie.  Czasem jest to bardzo trudne, gdy logistyka lub pogoda stawiają opór. Czasem poszukiwania pleneru zajmują znacznie dłużej niż sam akt finalnej kreacji. Po latach pracy w terenie nadal uważam że warto.

Ważna jest dla mnie prawda przekazu, unikam szkiców fotograficznych, które zawsze pozostają jednowymiarowe i nakładają filtry. Pokazują przez. Potrzebuje poczuć bezpośredni przepływ inspiracji z krajobrazu na płótno, i mam nadzieję że widz również ten komunikat odbierze.

Jak wtedy, gdy podczas wystawy w Parlamencie Europejskim w Brukseli pewien Europoseł zachwycił się pejzażem z wierzbami, i zapytał gdzie obraz był malowany. Opowiedziałam mu o małej wiosce Jackowo Dolne, która jest jednym z moich ulubionych miejsc plenerowych. Okazało się, że mieszka nad Bugiem i dokładnie te drzewa, które przedstawiłam na obrazie widzi ze swojego domu.

Cieszę się, że mogę swoją pracą stworzyć okno przenoszące w inny świat. 

Obrazy z pleneru w Białowieży i z Mazurskiej wioski na Łęgu z zimy 2020 można obejrzeć tu